Ważny problem moralny ludzkości

Image_23

Każdy człowiek jest inny. Dzieje się tak, gdyż stanowimy unikalne dzieło Stwórcy, to znaczy posiadamy niepowtarzalną osobowość. Wszystkich nas obdarzył Swoim „tchnieniem życia”, czyli tym, co miał najlepszego, naszą osobą duchową. Jesteśmy Jego „drogocennymi skarbami” i to się nigdy nie zmieni. Trzeba tylko do tego dojrzeć.

Powstaje zatem pytanie, czy sami traktujemy się tak, jak traktuje nas Ojciec Niebieski? Czy naprawdę jesteśmy dla siebie najbardziej drogocennymi istotami we wszechświecie? Nie muszę chyba odpowiadać na to pytanie. Wystarczy na razie, że zrozumiemy, jak daleko jesteśmy od ideału, który ustanowił Stwórca.

Poruszając się wśród ludzi, przechodząc obok nich i patrząc na ich twarze, widzimy tylko obce osoby, nieobdarzane przez nas żadnym specjalnym uczuciem, a tym bardziej miłością, choć takie byłoby na pewno pragnienie Boga. Nikt nie rozumie, że przechodzimy obok „skarbów” Ojca Niebieskiego.

Dobrze wiemy, jaka jest nasza rzeczywistość. Skąd zatem wzięła się taka kolosalna różnica między Nim a nami? Skąd wzięła się w nas pustka miłości? Odpowiedź jest taka sama, jak we wszystkich zjawiskach w naszym upadłym świecie: to pokłosie wydarzeń w Ogrodzie Eden, z samego początku istnienia ludzkości. Tam nie tylko został zatrzymany nasz duchowy rozwój, ale również zaniknął wzrost najpotężniejszej mocy przeznaczonej dla człowieka, czyli siły miłości. Właściwie zatrzymaliśmy się na jej poziomie wystarczającym tylko do stworzenia naszej cywilizacji, ale jest to poziom o wiele niższy niż przewidział dla nas Stwórca. Różne działania siły miłości w naszym świecie są tylko ubogimi wersjami tego, co powinniśmy przeżywać, nawet jeśli zdarza się nam zakochać „bez pamięci” lub przeżyć znaczące okresy miłości partnerskiej lub rodzicielskiej. Nie jesteśmy niestety w stanie ocenić dotychczasowego poziomu rozwiniętej w nas siły miłości, gdyż nie mamy odpowiedniego punktu odniesienia. Zrozumienie prawdziwej miłości pozostaje wciąż w sferze marzeń lub pragnień, gdyż pełna wiedza o niej przerasta na razie nasze możliwości: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg.” (1 Kor 2, 9).

Jestem przekonany, że brak rozwiniętej w nas siły miłości jest powodem ogromnej ilości negatywnych zjawisk. Być może jest nawet tak, że każde złe wydarzenie można wyjaśnić brakiem miłości lub co najmniej jej słabością czy degeneracją. Miłości brakuje nam wszędzie, począwszy od spraw osobistych, a na światowych skończywszy. Wszystko skażone jest bardzo słabym zrozumieniem, jak powinna działać prawdziwa miłość. Sam również nie mam odpowiedniej wiedzy, dlatego analizuję tylko to, co stanowi moje osobiste zrozumienie. Skupię się zatem najpierw na opisywanej w poprzednich rozdziałach miłości „poziomej”.

Od tysięcy lat obserwujemy na świecie zjawisko rodzenia się mniej więcej równej ilości kobiet oraz mężczyzn. Ten fakt powinien być dla nas jakąś ważną wskazówką. Trudno się oprzeć wrażeniu, że na jednego mężczyznę przypada jedna kobieta.

Gdy Stwórca rozpoczął Swoje Dzieło, dał życie jednemu mężczyźnie – Adamowi i jednej kobiecie – Ewie. Zakładam, że Bóg wiedział, co robi, ograniczając liczbę partnerów do jednego. Jedna kobieta i jeden mężczyzna, para małżonków na wieki. Bóg jest wieczny i Jego dzieci też są wieczne. Porównując jednak takie założenia z codziennością wokół nas, trudno się oprzeć wrażeniu, że w ogromnym stopniu żyjemy poza koncepcją Stwórcy, a nasz świat można faktycznie nazwać piekłem.

Akt płciowy między kobietą i mężczyzną to obecnie właściwie czynność fizjologiczna, jak pójście do toalety czy zjedzenie kromki chleba. Bardzo rzadko ktoś uświadamia sobie, że w tym akcie uczestniczą nie tylko nasze osoby fizyczne, ale i osoby duchowe. Co więcej, w pewien pośredni sposób uczestniczy w nim również Sam Bóg. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że ten akt jest najważniejszą misją przekazaną nam przez Ojca Niebieskiego.

Uściślijmy to jeszcze dokładniej. Stwórca ustanowił stosunek płciowy między kobietą i mężczyzną jako najważniejszy akt stwórczy, w którym On uczestniczy za każdym razem. Tak, za każdym razem, ponieważ Bóg jest Ojcem wszystkich narodzonych na Ziemi ludzi. To, że angażuje się w poczęcie poszczególnego człowieka, jest zupełnie zrozumiałe, gdyż w ten sposób zaczyna Swoje Ojcostwo. Jego uczestnictwo polega na zainicjowaniu w Swojej Osobowości zaczątku osoby duchowej. Potem, przy narodzeniu się człowieka z łona matki, daje mu osobę duchową zrodzoną bezpośrednio przez Siebie Samego. Takie zasady ustanowił od początku Stwórca, a upadek pierwszych ludzi tego nie zmienił. Na tym polega pierwoistna i niezmienna więź między Bogiem a człowiekiem. Wyjaśnione to zostało dokładnie w jednym z poprzednich rozdziałów pt. „Człowiek – istota wieczna”.

Bywa, że podczas aktu płciowego liczy się tylko ogromna przyjemność i zabawa. Dlatego to, co dzieje się w naszej cywilizacji, jest dla Stwórcy prawie całkowitym zaprzeczeniem Jego pierwotnych planów. Nie ma wątpliwości, że ten wspaniały akt miłości jest kalany na świecie tysiące razy na minutę. Bóg, który zakodował w nim Swoją jedność z ludźmi, stał się w pewnym sensie zakładnikiem własnej obecności podczas poczęcia nowych ludzi. Wynikiem obecnego stanu rzeczy jest ogromna samotność Boga oraz Jego tęskniące za Swoimi dziećmi Serce. Do tego dochodzi fakt, że nie został jeszcze osiągnięty cel stworzenia.

Zauważmy, że Stwórca nadał temu aktowi na tyle istotną wartość, że stał się on tematem jedynego zakazu, jaki otrzymali w Ogrodzie Eden pierwsi ludzie. „Niespożywanie owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła” oznacza bowiem zakaz łączenia się Adama i Ewy w akcie płciowym, zanim osiągną odpowiedni poziom dojrzałości. Ten poziom i moment miał być potwierdzony odpowiednim błogosławieństwem od Boga, aby stali się oni Jego reprezentantami we wszechświecie. Odziedziczenie możliwości stwórczych od Boga było rzeczą najistotniejszą dla przyszłego rozwoju ludzkości. Zamiast tego stworzyliśmy Naszemu Ojcu Niebieskiemu zupełnie nową rzeczywistość, czyli piekło.

W moim opracowaniu nie mam zamiaru zajmować się aspektami fizycznymi aktu płciowego między mężczyzną a kobietą. Zajmuję się jednak problemem poczęcia nowego życia w czasie tego aktu. Faktycznie to poczęcie powinno odbywać się w atmosferze harmonii między partnerami i być połączone z poczuciem ogromnego szczęścia i radości zarówno przed, jak i po jego zakończeniu. Oczywiście nie każdy akt płciowy kończy się poczęciem nowego życia, ale uczucia szczęścia i radości, które mu towarzyszą, powinny być zawsze na najwyższym poziomie. Jeżeli dzieje się inaczej, to znaczy, że z takim aktem płciowym jest coś nie tak. Właśnie uczucia po zakończeniu aktu płciowego są najlepszym miernikiem jego wartości. Jeżeli następuje po nim uczucie zniechęcenia, rutyny, strachu, a nawet obrzydzenia czy wstrętu, to jest to znak, że był on po prostu zły, niewłaściwy czy nieuczciwy. Uważam, że każdy może poczuć w swoim sercu, czy jego akt płciowy przyniósł pełnię szczęścia i radości, czy uczucia zupełnie inne.

Równocześnie żyję wystarczająco długo na tym świecie, aby zdać sobie sprawę z tego, co ludzie z nim wyczyniają. Nie ukrywam również, że akt płciowy między partnerami tej samej płci wywołuje u mnie uczucie wstrętu. Z kolei ten akt, gdy jest efektem gwałtu, staje się dramatycznym przeżyciem dla ofiary. Znane są liczne przypadki samobójstw zgwałconych osób, co jest dowodem na to, że godzi on w najistotniejsze wartości człowieczeństwa.

Wygląda na to, że Adam i Ewa „spożyli” owoc z Drzewa Poznania Dobra i Zła w bardzo młodym wieku. Właśnie moment zrozumienia aktu płciowego jest granicą oddzielającą dzieciństwo od dorosłości. Bóg przy pomocy aniołów chciał wprowadzić Swoje dzieci w dorosłość w najpiękniejszy sposób, to znaczy na fali prawdziwej miłości. Dewiacja Lucyfera i nieuwzględnienie Ojcowskiego ostrzeżenia o prawidłowym ukierunkowaniu miłości doprowadziły do zniweczenia Boskich planów dotyczących przyszłości całej ludzkości. Nasza obecna dojrzałość życiowa w dużym stopniu nie ma niestety nic wspólnego z pierwotnymi planami Boga. Obecnie żyjemy więc w świecie, który nie powinien był nigdy powstać.

Teraz jestem zobowiązany do poruszenia sprawy trwałości związku małżeńskiego.

Otóż chodzi o to, że małżeństwo zawarte między mężczyzną i kobietą, dziećmi Boga, jest wieczne i nie ogranicza się w czasie tylko do życia ziemskiego. Małżeństwo, bez względu na to, czy zostało zawarte przed księdzem, rabinem czy „na kocią łapę”, jest wieczne, ponieważ jego trwanie przenosi się również do świata duchowego. Nawet Jezus miał problem z pytaniem saduceuszy, z którym mężem będzie żyła w świecie duchowym pewna zmarła kobieta, skoro za życia miała ich kilku. Jezus, wiedząc, że małżeństwo zawiera się tylko jeden raz w świecie fizycznym, nie odpowiedział zasadniczo na ich pytanie. Równocześnie wykluczył możliwość zawierania małżeństw w świecie duchowym.

Jezus pozostawił także swoim uczniom pouczenie, że to, co „zwiążą” w świecie fizycznym, będzie również obowiązywało w świecie duchowym. Warto zatem wiedzieć, że zawarcie małżeństwa między mężczyzną a kobietą to niezwykle odpowiedzialna decyzja rzutująca na całą wieczność. Ludzie tymczasem tak daleko oddalili się od koncepcji, którą pierwotnie miał Bóg, że trudno jest dziś propagować zawarcie tylko jednego małżeństwa w życiu człowieka. Niewłaściwe podejście do trwałości związku małżeńskiego przechodzi wszelkie wyobrażenie. Stąd również konstatacja Pana Jezusa o nietrwałości małżeństwa w upadłym świecie zawarta w słynnej ewangelicznej przypowieści o Samarytance przy studni, w której zauważył, że posiadała kiedyś kilku mężów.

Często zadawałem sobie pytanie, dlaczego miłość wygasa w ludziach, a małżeństwa się rozpadają. Przecież miłość powinna być wieczna, tak jak Bóg i my sami.

Z moich przemyśleń wynika kilka wniosków. Przede wszystkim ten, że miłości powinniśmy się uczyć, na przykład od pięknych wzorców opisanych w dziejach ludzkości, zwłaszcza tego przedstawionego przez świętego Pawła w Pierwszym Liście do Koryntian (1 Kor 13, 1-13). Ponadto o swojej miłości powinniśmy wiedzieć więcej, to znaczy, że powinna ona być podłączona do wspólnego źródła istniejącego poza nami, czyli do Stwórcy, a właściwie do Jego Serca. Uważamy, że miłość jest jakby w naturalny sposób zapisana w naszej osobowości. W stosownym momencie, na przykład gdy spotkamy odpowiadającego nam partnera, miłość potrafi się rozwinąć, a nawet wybuchnąć z niespotykaną w innych sytuacjach siłą. Tak, to prawda, ale dotyczy to tak zwanej miłości poziomej, utożsamianej przede wszystkim z miłością między mężczyzną i kobietą. Jeśli ta miłość nie będzie połączona z miłością pionową, to będzie miała tendencję do zanikania, tak jak każda wartość pozbawiona źródła energii i odpowiedniego kierunku. Miłość pionowa wypływa z Serca Boga i trafia „odgórnie” do nas. Ze względu na to, że pochodzi od wiecznego i „niewyczerpalnego” Ojca Niebieskiego, jest również, tak jak On, wieczna i niewyczerpalna. Stąd nauka dla nas, że miłość pozioma powinna stale być wzmacniana przez połączenie jej z miłością pionową.

Jeśli zastanawiamy się, jak to robić, to na pewno powinno się dojść do oczywistego wniosku, że jedyną metodą jest pozostawanie w stałym kontakcie z Ojcem Niebieskim. Wydawałoby się, że to bardzo proste, ale bardzo wielu ludzi nie wie, jak to zrobić. Nie chodzi tu o klepanie typowych modlitw, ale o mówienie do Boga w każdej sytuacji i w każdym miejscu. Jeżeli powodem stworzenia świata było pragnienie miłości, to Bóg pragnie tej miłości tak samo jak my. Warto więc mówić do Boga, oczywiście szczerze i prawdziwie, że się Go kocha lub że przynajmniej się tego pragnie. Trzeba to mówić jak do najbliższego przyjaciela. Z własnego doświadczenia wiem, że daje to wewnętrzny spokój, rodzaj poczucia, że życie ma ogromną wartość i że może się być kochanym nie tylko przez innych ludzi, ale także przez Kogoś Najważniejszego. A więc, poza pielęgnacją miłości poziomej, na przykład przez dawanie prezentów ukochanej osobie, warto dawać „prezenty pionowe” w postaci wysyłania impulsów miłości „w górę”, do Ojca Niebieskiego. Myślę, że każdy może wypracować sobie własne metody pielęgnacji miłości poziomej i pionowej. Trzeba po prostu chcieć rozmawiać z Bogiem, tak jak rozmawia się z ukochaną osobą, choć w Jego przypadku trudno się do tego zmobilizować. Właśnie na tej mobilizacji i wytrwałości polega uczenie się.

Potrzeba edukacji i wiedzy w sferze miłości pojawia się również w przypadku ciąży u kobiet. O cudzie narodzenia się nowego człowieka pisałem już w rozdziale pt. „Definiowanie człowieka”. Teraz chcę poruszyć temat, który w społeczeństwie wywołuje wiele kontrowersji. Chodzi o zrozumienie, kiedy człowiek zaczyna swoje właściwe życie, to znaczy, kiedy otrzymuje od Boga osobę duchową. Ma to oczywiście związek z problemem aborcji.

Część ludzi twierdzi, że właściwe życie człowieka zaczyna się w momencie zapłodnienia, czyli w momencie poczęcia. Tak, to prawda. Życie naszej osoby fizycznej zaczyna się w chwili poczęcia, ale czy osoba fizyczna jest właściwym człowiekiem?

Zarodek lub inaczej embrion jest początkową fazą życia osoby fizycznej człowieka. Jest to jednak jeszcze niedoskonała forma życia ludzkiego stanowiąca dopiero początek kształtowania się przyszłej osoby fizycznej. Podobny proces odbywa się w świecie zwierząt, a szczególnie wśród większości ssaków.

Człowiek nie jest zwierzęciem, gdyż proces jego narodzenia przebiega inaczej. Zarodek w macicy kobiety, późniejszy embrion oraz rozwijający się płód nie mają jeszcze w sobie obecności właściwej duchowości człowieka. I do tego momentu jesteśmy podobni do zwierząt. Jednak dalsza faza tego procesu dokonuje się przy współudziale Stwórcy. Tak to też zaznaczyłem na początku tego rozdziału.

Wrócę zatem jeszcze raz do faktu, że Bóg daje nam osobę duchową w momencie narodzenia z łona matki. Rodzice wobec Boga są odpowiedzialni za ukształtowanie się osoby fizycznej, gdyż jest to ich właściwa misja. Tymczasem nasza osoba duchowa powstaje w Bogu i wnika dopiero przy narodzeniu do naszej osoby fizycznej. Jest to „Boskie tchnienie życia”, opisane w Księdze Rodzaju. W tym momencie Bóg daje nam jakby kawałek samego Siebie i w ten sposób człowiek staje się dzieckiem Boga. To jest właściwy moment rozpoczęcia życia przez człowieka. Wszystko, co „wychodzi” z Boga, jest ukształtowane do doskonałości. W przypadku stworzenia nowej istoty ludzkiej osoba duchowa od Boga musi spotkać się z doskonałą formą życia, jaką jest rodzący się z łona matki człowiek. Ta nowa istota musi być na tyle doskonała, aby rozpocząć samodzielne życie. Bóg nie może wprowadzić ukształtowanej przez Siebie osoby duchowej nowego człowieka do niedoskonałego tworu, jakim jest embrion lub nierozwinięty płód. Ta rozwijająca się osoba fizyczna człowieka musi wzrosnąć i osiągnąć swoistą doskonałość kwalifikującą każdego noworodka do samodzielnego życia. W łonie kobiety kształtująca się nowa osoba fizyczna nie jest jeszcze samodzielna i korzysta z osoby duchowej matki. Dlatego Bóg daje nam ukształtowaną przez Siebie osobę duchową dopiero w momencie, gdy noworodek opuszcza łono matki. Kończy on w tym momencie okres uzależnienia od łona matki i staje się niezależną osobą fizyczną łączącą się z osobą duchową otrzymaną od Boga. Powtarzam, że dopiero od tego momentu można nazwać nas właściwym człowiekiem, gdyż nastąpiło zjednoczenie osoby fizycznej zrodzonej przez rodziców i osoby duchowej zrodzonej przez Boga.

Podsumowując, aborcja zabija płód z łona matki, czyli kształtującą się nową osobę fizyczną. Jest to zabicie życia fizycznego, tak jak zabicie żywego bytu w przyrodzie, a nie zabicie właściwego człowieka. Niestety, aborcja również uderza w Serce Boga, gdyż wstrzymuje Jego najpiękniejszy dar, który przygotował dla człowieka, uniemożliwiając narodzenie się Jego nowego dziecka. W ten sposób sprawiamy ból Stwórcy i łamiemy Jego Serce.

Wiem, że zabrałem głos w sprawie, która wywołuje wiele emocji. Dlatego przedstawiłem cały ten ciąg myślowy, aby każdy mógł ocenić mój pogląd i równocześnie sam wyrobić sobie zdanie na ten temat.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 Wizja wieczności  “ISTOTA”